39 – „Hotel pod Lwem i Pensjonat Lili”

(1936)

 

Lili Lew – ukochana ciocia, po której otrzymała imię córka Firy – występuje w opowieści jako zupełne przeciwieństwo swojej siostry a mamy Firy, Racheli. O ile mama jawi się jako chłodna i zazdrosna o to, że córka jest lubiana przez ludzi – o tyle Lili to przyjaciółka Firy i powiernica uczuciowych przeżyć młodej dziewczyny, kobieta ciepła i wytrwała. Na stronach książki pojawia się kilkukrotnie – tutaj zamieszczamy krótką opowieść o małżeństwie Lili i Jonasa Lewów.

 

Jeżdżąc do Brzezin, zatrzymywałam się zawsze w mieszkaniu cioci Lili Lew, najmłodszej siostry mojej mamy. Ogromnie lubiłyśmy się z Lili, była dla mniej nie jak krewna, lecz jak najbliższa przyjaciółka, która mnie rozumie i której ze wszystkich swoich spraw mogę się zwierzyć. Lili mieszkała z mężem Jonasem w kamienicy dziadków przy ul. Sienkiewicza 6 i nie była szczęśliwa. Wyszła za mąż mając trzydzieści jeden lat, za mężczyznę, który przez kilka lat o nią się starał. Nie chciała za niego wychodzić, ale Jonas był uparty, nalegał, twierdził, że bardzo ją kocha. W końcu powiedział, że jeśli za niego nie wyjdzie, zastrzeli się u jej stóp – i wyciągnął z kieszeni wytrzaśnięty skądś pistolet. Lili przejęła się i uległa.

Wuj Jonas był pięknym mężczyzną, typem Aryjczyka, dobrze też mu się powodziło – prowadził razem z rodzeństwem firmę z męską konfekcją – ale z ciocią nie byli szczęśliwi, nie mogli mieć dzieci. Jego rodzinna firma była nastawiona na sprzedaż obwoźną, więc Jonas wraz z braćmi objeżdżali różne regiony Polski, docierali nawet do Wolnego Miasta Gdańska. Wuj był gościnny, częstokroć wracał z podróży z jakimś przygodnie spotkanym komiwojażerem czy jadącym do Brzezin lub w okolice kupcem. – Po co tobie brać hotel? – mówił takiemu. – Chodź do mnie, prześpisz się w moim gabinecie. Ciocia też była gościnna, więc ludzie śmiali się i mówili, że ich dom to „Hotel pod Lwem i Pensjonat Lili”.

Ciocia podejrzewała, że Jonas podczas swoich rozjazdów ją zdradza. Niezbyt była szczęśliwa w małżeństwie i namawiała mnie, bym nie wychodziła za mąż z miłości. – Tylko z rozsądku! – podkreślała. Chciała się z rozwieść z Jonasem i mówiła, że kiedy wyjdę za mąż, przeprowadzi się do mnie, będzie prowadzić mój dom i opiekować się dziećmi. Mówiła to zupełnie serio. I robiłaby to świetnie, bo gospodynią była nieprzeciętną.